Wspomnienie o Loretto.
Szumi Puszcza Kamieniecka zieloną jodłą, świerkiem, sosną, grądami i brzozami naznaczona.
Gdzieniegdzie porosłe wydmy, bagna i moczary nadbużańskie, a borówki i jagody dywanem rosną pod starodrzewem sosnowym.
Łąki nad Bugiem ozdobione są wszystkim co najlepszego nasza przyroda posiada.
Mniej więcej po środku tego obszaru w miejscowości Loretto, znajduje się klasztor
wraz z Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej położony nad Liwcem k. Wyszkowa.
W tym cudownym miejscu bo na miano cudu zasługuje mieszkała pod koniec życia przez jedenaście lat moja mama i odeszła na zawsze w wieku 94. Była to osoba bardzo trudna
we współżyciu z otoczeniem, ciągle skonfliktowana ze wszystkimi nawet z własną rodziną.
Tak, niestety wojna ją przeorała. Niedożywienie i życie w ciągłym strachu zniszczyło zdrowie fizyczne i psychikę.
Najpierw wrzesień 1939 – oblężenie i bombardowanie Warszawy, potem klęska miasta i zniszczenie domu rodzinnego w pierwszych dniach wojny.
Okupacja – ucieczki przed łapankami i kontrole gestapo.
Powstanie Warszawskie – bombardowania, walki uliczne i życie przez 60 dni w piwnicy.
Klęska powstania – wypędzenie z rodzinnego miasta, wywózka na roboty i poniewierka na terenie Niemiec.
Berlin – ciężka praca w szpitalu, dywanowe naloty aliantów wraz z sąsiadującą obok artylerią p. lotniczą, która szalała w obronie miasta dzień i noc. Tam straciła słuch.
Koniec wojny i powrót pieszo z Berlina do Warszawy – krycie się przed bolszewikami.
Warszawa spalona – dom spalony, trzeba budować wszystko od nowa. A miała dopiero 16 lat jak to wszystko się zaczęło.
Gdy przyjechałem pierwszy raz do Loretto w poszukiwaniu spokojnego domu dla niej to pamiętam pierwsze słowa jakie wypowiedziałem „tak, – to jest to miejsce dla mamy”.
Zamieszkała w Domu Pomocy Społecznej „Charytatywne Dzieło Miłości im. ks. Ignacego Kłopotowskiego” znajdującego się na terenie klasztoru i prowadzonego przez siostry zakonne ze Zgromadzenia Loretanek.
Ludzi podświadomie ciągnie do sióstr zakonnych bo tam czują serce, współczucie, spokój, łagodność, ukojenie duszy i matczyny instynkt opiekuńczy. Nie inaczej było z moją mamą. Od pierwszych dni jej pobytu zupełnie się zmieniła. Nagle uspokoiła się, zaczęła się uśmiechać do mnie do otoczenia. Przestała chorować co najwyżej zdarzały się lekkie dolegliwości oddechowe podczas przesileń wiosenno – jesiennych. Zaczęła się normalnie i regularnie odżywiać, przestała brać leki. Nie wierzyłem własnym oczom, skąd taka zmiana? Zrobiła to troskliwa opieka całego personelu ośrodka i magiczne miejsce w środku puszczy ze wspaniałym powietrzem, którym oddychała dzień i noc. Jest w tym miejscu jakaś moc, jakaś dobroć, inny lepszy świat. To cudowne miejsce ma coś, że ludzie stają się lepsi.
– A teraz trochę o mnie.
Przyjeżdżając w odwiedziny do mamy zacząłem przy okazji obserwować otaczający ją świat. Idąc drogą do Loretto szumiały drzewa, pachniały łąki, śpiewały ptaki, pachniały grzyby.
Poznawałem las i przyrodę. Moje wizyty były coraz dłuższe. Nie tylko jeden dzień odwiedzin u mamy ale zapragnąłem być dłużej w tym miejscu. Zaczęły się kilkudniowe pobyty w domu pielgrzyma, poznawanie lasu, wypady do okolicznych miejscowości coraz dalej i dalej. Zacząłem zabierać swoje dorosłe dzieci. Byliśmy codziennie z mamą – babcią i jednocześnie wciągała nas turystyka najpierw piesza, potem rowerowa oraz kajakowa za sprawą spływów Liwcem do Bugu.
Zwiedziłem podczas wycieczek rowerowych prawie cały obszar Puszczy Kamienieckiej wzdłuż i w szerz. Począwszy od terenów położonych za Tłuszczem w prostej linii do Wyszkowa potem wzdłuż Bugu przez Kamieńczyk do Sadownego i Łochowa.
Spotkałem miejsca, które warto odwiedzić a nie miałem pojęcia, że one istnieją. Oto niektóre:
- Przejechałem śladem traktu napoleońskiego, którym szły wojska na Moskwę w 1812r.
- W miejscowości Gwizdały w szkole, dzieciaki urządziły Muzeum Gwizdka.
Mają bardzo bogate zbiory z całego świata, zwiedzając je można próbować i gwizdać.
- Trasy piesze, rowerowe lub konne, które prowadzą nad samym Bugiem, gdzie można podziwiać ogrom zniszczeń dokonanych przez rzekę podczas przyboru wód.
Tworzą się zakola i jeziorka zalewowe ale jednocześnie i wiosenne łąki nadbużańskie – nie widziałem piękniejszych.
- W miejscowości Julin nad Liwcem znajduje się dwór z 1910 r. wybudowany przez Ignacego Paderewskiego i przeznaczony dla dzieci – sierot pozostałych po I wojnie światowej a obok w szkole podstawowej uczniowie urządzili muzeum i izbę pamięci po Ignacym Paderewskim. Trzeba pogratulować im zbiorów, mają nawet fortepian, na którym „podobno grał”.
- W miejscowość Kamieńczyk położonej gdzie Liwiec wpływa do Bugu istnieje prywatne muzeum etnograficzne powołane i prowadzone przez P. Henryka Słowikowskiego, który przeznaczył dla niego swoje po rolnicze zabudowania.
Cały czas uzupełnia i konserwuje zbiory. Ale najwspanialszym jest sam P. Henryk, który pięknie opowiada o historii regionu i samym Kamieńczyku.
- Latem można przeprawić się na drugą stronę Bugu promem rzecznym o napędzie naturalnym tzn. w jedną stronę płynie sam ale z powrotem trzeba przeciągać go ręcznie. Dajemy radę.
- Nad samym Bugiem na obszarze zalewowym znajduje się uroczysko zwane Topolino.
Jest to miejsce pod ochroną gdzie rosną ogromne topole samosiejki a ich powalone ze starości pnie mają nawet i kilka m. w obwodzie.
- Kąpiele latem w Liwcu – jedna najczystszych rzek w Polsce.
- Pod koniec lata odbywał się zbiór borówek na przetwory a potem jesienią wypady na grzyby. Mam już tam swoje miejsca.
Wracajmy do klasztoru na obiad. Należy się po tak spędzonym dniu. Trzeba w tym miejscu wspomnieć o kuchni klasztornej. Siostry gotują wspaniale, jest to proste jedzenie ale tak przygotowane, smaczne i zdrowe, że nie zapomnimy tego nigdy.
Z podziwem i szacunkiem zawsze patrzyłem na panie z personelu świeckiego, które wkładają pełne zaangażowanie serc i sił dla opieki nad staruszkami bo czują, że to ma sens. Wszystkim siostrom ze zgromadzenia gorące Bóg Zapłać, będę do Was wracał bo na zawsze zostaniecie w mojej pamięci. Dzięki Ci wielkie, Błogosławiony ojcze Ignacy Kłopotowski żeś wybrał to miejsce, za pracę Twoją i Sióstr przez wszystkie lata. – Bóg musiał Tobą kierować.
Loretto oddziałuje i jakby promieniuje na cały obszar, okolicę ale także na nasze serca, umysły i dusze a moje spotkanie z Loretto, rozpoczęło cały łańcuszek wydarzeń, które stworzyły nową rzeczywistości.
–Na sam koniec chciałbym napisać o jeszcze jednej sprawie. Zachowałem wspomnienie przydrożnych kapliczek maryjnych, których w okolicznych miejscowościach a także w puszczy szczególnie w obszarze płd. zach. jest bardzo wiele i stoją w miejscach przepięknych krajobrazowo jak i często niespotykanych np. środek lasu lub obrzeże pola, pastwiska.
Nie zliczę ile razy zatrzymywałem się przy nich, żeby odpocząć, podziwiać ich małą architekturę, – rzemiosło ludowe, obejrzeć w jakim są stanie, jak dbają o to ludzie i wreszcie żeby wznieść się myślą do Najświętszej Panienki, poprosić o zdrowie dla rodziny lub też podziękować za Łaskę Bożą.
Chciałbym upamiętnić je krótkim wierszem:
Kapliczko Przydrożna, jaką moc masz w sobie,
że się muszę zatrzymać by się spotkać z Tobą?
Czy to Panna Święta sercem mnie zaprasza
i jak zmęczonego wędrowca łaską swą obdarza?
Czy już długo stoisz i czekasz? Na kogo?
Patrzysz, – jak losy ludzi maszerują drogą.
Mając jeszcze przed sobą kilometrów tyle,
zatrzymam się przy Tobie, – choć na jedną chwilę.
Wojciech Ossowiecki ( Loretto 2017).